Wstrząsająca tragedia pary zakochanych
Nie chcąc żyć bez ślubu rzucili się pod koła pociągu
W domu Nr. 23 przy ulicy Bychawskiej oddawna zamieszkiwali przy swych rodzinach 20-letni Józef Górecki i 20-letnia Basia Cukierman córka szewca-żyda.
Oboje oni oddawna znali się i przebywali ze sobą. Toteż kiedy przyszły czasy, że ojciec Cukiermanówny począł się oglądać za mężem dla swej córki, ta starała się za wszelką cenę tę chwilę odwlec.
Górecki i Cukiermanówna pokochali się. Miłość ich była wielka, gorąca i nie znała różnic wyznaniowych (on był katolikiem ona żydówką). O ich miłości nikt nie wiedział.
W tych warunkach życie płynęło paru zakochanych spokojnym trybem.
Widmo rozstania jednak zbliżało się ku nim coraz szybciej. Cukiermanóna coraz ciężej była niepokojona przez ojca.
Przecież nie możesz zostać starą panną – mawiał Cukierman do swej córki. Na te słowa zalękniona dziewczyna odpowiadała cichym głosem.
– Jeszcze mam czas. Na tem kończyły się zazwyczaj rozmowy ojca z córką. Ostatnio zakochani, stwierdziwszy że z powodu różnicy wyznań nie będą mogli otrzymać ślubu ani żyć na wiarę, jednomyślnie postanowili rozstać się z tym światem.
W piątek wieczorem Górecki pożegnał się ze swą matką i wyszedł rzekomo do kina, to samo zrobiła w domu Cukiermanówna. Następnie oboje wsiedli do pociągu idącego w stronę Warszawy.
Kiedy pociąg zatrzymał się na stacji w Dęblinie, wysiedli oni na peron i torem kolejowym udali się w kierunku Warszawy. W odległości 1 klm. od stacji zatrzymali się a kiedy nadjechał pociąg, który ich przywiózł do Dęblina rzucili się pod jego koła. Pierwsza dostała się pod parowóz Cukiermanówna ponosząc śmierć na miejscu. Góreckiemu koła parowozu odcięły rękę i zmiażdżyły nogę. Doznał on też ciężkich obrażeń głowy. Pociąg został zatrzymany. Ciężko rannego Góreckiego przewieziono do Dęblina, skąd po udzieleniu pierwszej pomocy został on umieszczony w szpitalu Szarytek w Lublinie.
Wstrząsająca ta tragedia dwojga młodych ludzi wywołała silne wrażenie w dzielnicy Bychawskiej.
Stan zdrowia Góreckiego jest bardzo ciężki.
Czad przy ulicy Narutowicza
Cała rodzina w niebezpieczeństwie
Nocy wczorajszej dom Nr. 25 przy ulicy Narutowicza stał się terenem wypadku, który tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności ocalił od śmierci całą rodzinę składającą się z 5 osób.
Oto w wyżej wspomnianym domu oddawna zamieszkuje w niewielkiej izbie rodzina Chudzików. Onegdejszego wieczoru z powodu przejmującego zimna napalono dobrze pod kuchnią a ponieważ nie chciano by się ciepło ulatniało, przeto szczelnie zamknięto szyber poczem cała rodzina udała się na spoczynek.
Czad nie mając ujścia począł stopniowo wypełniać izbę. Wkrótce też znaczna część rodziny leżała już bez przytomności. Na szczęście w nocy przyjechał jeden z kuzynów, który drzwi od mieszkania otworzył a zobaczywszy co się dzieje pootwierał okna i wezwał Pogotowie Ratunkowe. Najbardziej ucierpiał od czadu Jan Chudzik jego syn 24-letni Paweł oraz synowa Seweryna lat 25 inne osoby ucierpiały mniej. Wszystkim poszkodowanym udzieliło pomocy Pogotowie Ratunkowe pozostawiając ich na miejscu.
Pod kołami autobusu. Ulica Fabryczna była w dniu wczorajszym widownią wypadku który nieomal nie pociągnął za sobą życia starszego mężczyzny. Oto wspomnianą ulicą przechodził 62 letni Józef Wojsak zamieszkały ul. Spokojna 14. Nagle nadjechał z dużą szybkością autobus zamiejski. Idący nie zdążył się usunąć i dostał się pod koła doznając ogólnych dość ciężkich obrażeń. Wezwane Pogotowie po udzieleniu pierwszej pomocy przewiozło nieszczęśliwego starowinę na kurację do domu.
Alfabet w opałach. Pan Majer Alfabet mężczyzna liczący sobie 29 lat życia, miał w dniu wczorajszym nielada przygodę. Oto w godzinach popołudniowych wyszedłszy ze swego domu (Krawiecka 21) na ulicę został zaczepiony obelżywem słowem przez jakiegoś draba. Pan Alfabet poczuł się obrażony, więc ze swej strony zwymyślał owego osobnika. Ten jednak rzucił się na Alfabeta i tak go poturbował że nieborakowi musiało udzielić pomocy Pogotowie Ratunkowe.
Odpoczynek „świąteczny” sportowców lubelskich
Okres świąteczny, spowodował że kluby lubelskie zmuszone były do przerwania wszelkiego rodzaju ćwiczeń sportowych, ponieważ jedyna w Lublinie sala gimnastyczna ośrodka na której ćwiczą wszystkie kluby została oddana na „Jasełki”. Przerwa ta potrwa aż do połowy stycznia. Przymusowy ten „odpoczynek świąteczny” wpłynie ujemnie przedewszystkiem na rozwój boksu. Jest nadzieja że w sprawy te wejrzy Okręgowy Urząd W. F. i P. W. i poczyni odpowiednie kroki w celu zmniejszenia „okresu” ustanowionego przez niewiadomo kogo.
Ziemia Lubelska z 19 XII 1931 r. (Nr 345)