Nowa Kronika

NOWA KRONIKA

Latem roku 1957 znany badacz starożytności profesor Habili Towany prowadził badania w słynnym klasztorze Zgromadzenia Braci Zlęknionych na Górze św. Ignorancji, znanej również, wśród miejscowych, jako Wzgórze DwieścieOsiem. Okazało się, że biblioteka klasztorna kryje nieprzebrane skarby kultury materialnej i duchowej. Skądinąd, choć bardziej z inąd niż skąd, wiadomo, że klasztor na Wzgórzu DwieścieOsiem był w przeszłości ważnym ośrodkiem fryzjerskim, jak również – dzięki swemu położeniu na przecięciu ważnych szlaków handlowych – niejednokrotnie – bardziej krotnie niż jedno – stawał się schronieniem dla rzesz wędrowców i podróżników. Profesor Towany spodziewał się, że jego poszukiwania przyniosą obfity plon, z którego skorzysta cała ludzkość. Nie zniechęcały go początkowe niepowodzenia, w postaci znajdowanych starych ołowianych czcionek i klawiszy z maszyn do pisania, przedmiotów wprawdzie wiekowych, lecz nie posiadających zbyt dużej wartości historycznej. Nie minął jednak tydzień, a sensacyjne odkrycia posypały się niczym świąteczna choinka w pierwszy dzień lata. Butelka najprzedniejszego trunku rocznik dziewięćdziesiątosiem to pikuś (w czasach profesora ten zwrot nie był jeszcze wyświechtany i zużyty, jak ma to miejsce obecnie za sprawą firmy Nieżywa Stary Szal i Chunia), w porównaniu do tego, co wówczas nastąpiło. W okładkach starego klasztornego inwentarza profesor odnalazł pergaminowe karty, spozierające nań literami starego, z dawna już zapomnianego alfabetu (kilka dni później znalazł jeszcze tzw. Fragment Grabińskiego – lecz nie będąc pasjonatem nauk medycznych – nerkę owego znanego regionalisty i bibliofila przekazał do bazy organów do przeszczepu). Przez kolejne lata  rzesze uczonych  i badaczy głowiły się nad odczytaniem pradawnych słów i przetłumaczeniem ich na mowę współczesną (tym niemniej – jak się okazuje – dla wielu współczesnych niezrozumiałą). Dzięki ich zaangażowaniu i niewiarygodnemu poświęceniu (np. doktor Pszemo Ndżały tak bardzo poświęcił się tej pracy, że aż… niestety, ze względu na młódź czytelniczą, przemierzającą wzrokiem niniejsze akapity, w trosce o jej nienaganne prowadzenie i nieskazitelną moralność, starż czytelniczą – po dalsze tej sprawy szczegóły – odsyłamy do autobiografii dra Ndżałego[1]) możemy zaprezentować owoce ich wysiłku i trudu. Zapraszamy!

 

KRONIKA KRÓLESTWA

            Zdarzyło się to w Roku Czterech Znaków Zapytania w mieście Aleksandretta, kiedy to Lordowi  przytrafiła się rzecz dziwna. Albowiem pewnej nocy zbudził go straszliwy huk grzmotu i ukazała się mu zjawa tajemnicza, która przybrawszy kształt męski (atoli nikt nie wie co ona jest – ta męska) odezwała się tymi słowy: “Sprowadziłem Cię tutaj, abyś rywalizował z trzema innymi o tytuł Lorda tej ziemi. Jeśli przegrasz, twoja krew użyźni tą ziemię” (zjawa najwyraźniej niekształcona była, że do słowa ziemia żadnych wyrazów bliskoznacznych nie znała).  Wypowiedziawszy te słowa stwór zniknął i zadumał się (nie, nie – nie stwór – logicznym jest, że gdyby to o stwora chodziło, nie zaś o Lorda, który za chwilę wywołan w zdaniu tem będzie, to najpierw by się zadumał, a dopiero to uczyniwszy mógłby i zniknąć) Lord, albowiem nie mógł sobie przypomnieć, aby ktokolwiek go tu przywiódł. A tem bardziej pamiętał też Lord znakomicie, że w tym zamku na świat przyszedł. Mimo  pewnych więc nieścisłości, przekłamań faktograficznych rzec by można, Lord słów demona lekceważyć nie zamierzał i wyprawę wojenną gotowić rozkazał. I wezwał Lord swych poddanych, a głosem trąb grzmiących przyzwać ich kazał, i swą wolę obwieścić polecił. Przybywały do Alexandretty niezliczone[2] rzesze ludu, bogactwa i chwały wojennej spragnionego. I ucieszył się Lord wielce i armię niepokononą[3] stworzył i wodzem jej uczynił szlachetnego Edrica.

Pierwsza wyprawa szlachetnego Edrica

 

            I zebrał szlachetny Edric armię złożoną z 19 pikinierów i takiejż liczby łuczników i ruszył z nimi na południe. Po jednym dniu marszu dotarli do Łabędziego Stawu, gdzie objawiła się postać szkarłatnego łabędzia i przepowiedziała szczęście i powodzenie w nadchodzącej bitwie. Wtem zastąpiło im drogę mrowie[4] żywiołaków. Ruszyli na nich pikinierzy. Gdy to ujrzały żywiołacze bestie, wydały z siebie ryk straszliwy i ruszyły przed siebie. Szlachetny Edric dał znak łucznikom, i pociemniało niebo od strzał. Nic to nie zaszkodziło żywiołakom i bez ustanku szły do przodu. Zastąpili im drogę pikinierzy i w ciężkim boju otoczyli żywiołaków i śmierć im zadali. W tym czasie druga banda żywiołacza zagroziła pozycjom łuczniczym, lecz celne strzały posłały do piekła wiele bestii. I nagle zstąpił z nieba gołąb złoty i tchnął ducha walki w łuczników i zdwojoną liczbą strzał łucznicy wroga zasypali. Wodne żywiołaki całkowicie zniszczone zostały i spłynęło pole bitwy wodą. Tak oto szlachetny i dzielny Edric odniósł swe pierwsze zwycięstwo, a nagrodą dlań stał się zaklęty naszyjnik przynoszący moc magiczną.

Nazajutrz wojska edricowe  zdobyły pobliski tartak, po czym udały się w drogę powrotną do Alexandretty.

W tym czasie Lord nakazał budowę Domu Rady w Alexandretcie, wyłożywszy na ten cel 2 i pół tysiąca sztuk złota. Wdzięczna Rada postanowiła wpłacać co tydzień 1000 sztuk złota do lordowskiego skarbca (a to oznacza, że po 3 tygodniach Jego Lordowska Zapobiegliwość była już 5 stówek do przodu). Takoż kosztem 1000 sztuk złota i pięciokrotnej ilości drzewa nadał Lord Kowalowi swemu prawo do założenia kuźni. W zamian za to Kowal zobowiązał się, że na każde żądanie Jego Lordowskiej Mości, dostarczać lordowskim hufcom machin oblężniczych będzie.

I powrócił natenczas bohaterski Edric i przyniósł Lordowi złoto i inne bogactwa. Jego Lordowska Mość podziękował szlachetnemu Edricowi za wierną służbę złotem, drogimi kamieniami i tytułami. I za nic miał szlachetny Edric wszystkie te bogactwo, a największą dlań nagrodą były szczere słowa podziękowania Jego Lordowskiej Mości[5].

Druga wyprawa dzielnego Edrica.

 

            Zażywszy krzty wytchnienia[6] bohaterski Edric ruszył ze swą armią i w pobliskich górach pobudował z woli Jego Lordowskiej Mości kopalnię kamienia i marmurów wszelakich, osadzając tam załogę górniczą. Wydobywszy onych pewną ilość odesłał je do zamku. A gdy wyruszali w dalszą drogę, uderzył na nich zastęp Chowańców, w onych górach w jaskiniach siedzących. Rozkazał natenczas bohaterski Edric ustawić się swym rycerzom w szyku bojowym, pikinierom w pierwszej linii, za nimi zaś ustawił łuczników. Chowańce uderzyły w edricowe hufce z całym impetem i nie wytrzymali pikinierzy tego ataku i rozstąpili się na boki. Przeto diabelskie pomioty uderzyły na komput łuczniczy i kilku spośród nich zadały śmierć. Wówczas atak przypuścili pikinierzy, którzy ze strachu się otrząsnąwszyi roznieśli chowańce, zadając im klęskę ostateczną. I znalazł bohaterski Edric w górach owych wąską ścieżkę i chcąc zwiadu dokonać ruszył przed siebie. Nagle pobliski krzak stanął w ogniu, a płomienie przyjęły kształt pięknej niewiasty[7]. Niewiasta ta bez słowa wręczyła bohaterskiemu Edricowi miecz znany na całym świecie jako Ognisty Język Czerwonego Smoka.

Jego Lordowska Mość rozbudowuje Alexandrettę

 

            W tym samym czasie Jego Lordowska Mość wzniósł wspaniały ratusz kosztem 5 tysięcy sztuk złota. Wdzięczni mieszkanie postanowili przeznaczać dziennie 2 tysiące sztuk złota ze swych zysków na cele Jego Lordowskiej Mości.

TYDZIEŃ KONDORA

            I nastał nowy tydzień, a był to Tydzień Kondora. I zwiększyła się liczba ludności Królestwa.

Bohaterski Edric ledwie z życiem uchodzi ze straszliwej

 i podstępnej zasadzki, jaką Szamani zgotowali

 

            Gdy tak wędrował bohaterski Edric z całą swą armią, w pewnym lesie zwanym przez tamtejszych mieszkańców po dziś dzień Szamańskimi Ostępami, zostali zaskoczeni przez  Szamanów. Szamani są jednym z plemion zaliczanych do Barbarzyńców i Magów Bitewnych, które to ludy znane są z dzielności w walce wręcz[8], zręcznych rąk i celnego oka. Ich wodzami są ludzie wybierani spośród nich, którzy całe swe życie podporządkowują sprawom wojny. Nie noszą zbroi i lubują się w ciężkim orężu. Niektórzy z tych barbarzyńców posiedli zdolności, jak sami twierdzą, posługiwania się magią. Zwą ich Magami Bitewnymi. Poświęcając się magii nie zapominają wcale o wojennym rzemiośle, doskonaląc się również w sztuce prowadzenia wojny. Ci którzy uszli z życiem ze spotkania z nimi twierdzą, że Magowie Bitewni przyozdabiają się trofeami sporządzonymi z ciał pokonanych wrogów. Wierzą oni, jakoby dawało im to moc nadzwyczajną[9].

Wojska edricowe rozbiły na noc obozowisko swe w Szamańskich Ostępach, a rozkazał Edric wystawić wokół obozu straże. Gdy noc ciemna nastała i nad lasem rozpętała się burza, uderzyły na obóz wojska Szamanów. Rozproszyli oni wojska edricowe, korystając ze schronienia, jakie im mrok nieprzenikniony i sztuczki magii nieczystej dawały. W bezmała trzy pacierze[10] zaskoczeni w śnie żołnierze zostali przez barbarzyńców rozproszenie i w okrutny sposób zabici. Ino garstka rycerzy, z bohaterskim Edriciem w tej liczbie, zdołała ujść z okrążenia i po kilku  dniach drogi bezpiecznie dotrzeć do Alexandretty i smutne wieści obwieścić Jego Lordowskiej Mości.

Jego Lordowska Mość powierza bohaterskiemu

Edricowi przeprowadzenie kolejnej

wyprawy

 

            Zasmucił się Jego Lordowska Mość na wieść o tych wydarzeniach, bo wiedział że wielu dzielnych synów Królestwa oddało swój żywot w Jego sprawie. I poprzysiągł, że ich przelana bohatersko krew nie będzie ofiarą daremną. Wezwał przed swe oblicze bohaterskiego Edrica i powierzył mu dowództwo nad nową wyprawą.

Trzecia już wyprawa bohaterskiego Edrica

 

            Zgromadziwszy nowe wojska ruszył bohaterski Edric ku południowym dziedzinom Królestwa. Natknąwszy się na zgromadzony zapas substancji siarkowej rozkazał Edric zająć ją[11] i czem prędzej szeregiem wozów odesłać Jego Lordowskiej Mości do Alexandretty. Przez następne dni maszerowały wojska edricowe nie napotykając żadnego oporu ze strony dzikich bestyj, pomiotów sztańskich ani na złą drogę sprowadzonych śmiertelników. I gdy tak bohaterski Edric rozważał w myślach, i że obecna wyprawa tak wielce udaną się dzieje, zastąpiły mu drogę Dyabliki. Bestyje te szkaradne i potwornego wejrzenia pochodzą z miejsca zwanego Inferno, czyli piekło w mowie naszej. Bronią ich są szpony i pazury, a główną ich przewagą nad innemi stworzeniami jest to, że mnożą się w ilościach wielkich, bez umiaru żadnego[12]. Wielce groźne nie są wcale, ino tyle że tych co słabego ducha są, wyglądem swem nieobyczajnem przerazić prawdziwie mogą. Atoli wojsko bohaterskiego Edrica złożone z setek mężów dzielnych i postury potężnej[13] nie ulękło się dyabelskiej zarazy i nim obrót klepsydry przeminął rozbiło oną, tak że nawet smród piekielnej siarki nad polem bitwy się nie ostał. Te zaś spośród Dyablików, które przy żywocie zostały, tak szybko czmyhnęly, że na miejscu bitwy Talizman Many ostawiły. Przedmiot ten, cudownymi właściwościami obdarzony, dawać miał temu, który go przy sobie nosił moc magiczną i nieludzką. Odniósłszy zwycięstwo wojska bohaterskiego Edrica ruszyły w drogę powrotną do Alexandretty i dotarły do stolicy po kilku dniach marszu, gdzie z radością powitane zostały przez Jego Lordowską Mość.

Jego Lordowska Mość wznosi w Alexandretcie

Kapitol i inne wspaniałe i użyteczne

budowle

 

            Jego Lordowska Mość rozkazał budowę Kapitolu, który stał się Jego siedzibą, a dał na ten cel 10 tysięcy sztuk złota. Kapitol był tak wspaniałym, że żadne słowa opisać go nie mogą[14]. I nadszedł tydzień Łasicy i zwiększyła się ponownie ludność Królestwa. Z polecenia Jego Lordowskiej Mości wzniesiono też stajnie, po to by pomieścić wszystkie konie służące wojskom konnym. Sprowadził też Jego Lordowska Mość mnichów i kapłanów, którzy zajmowali się sztuką magiczną i nadał im ziemię, po to aby mogli wznieść klasztor i mieli z czego go utrzymać.

Bohaterski Edric rusza na

 kolejną wyprawę.

 

            Uzupełniwszy swą armię nowymi wojskami ruszył bohaterski Edric na kolejną wyprawę. Tym razem skierowali swe kroki w kierunku krain południowych. Minąwszy tereny uprzednio już opanowane wkroczyli na obszary nieznane (terra incognita). Natknęli się tam na hordę Goblinów, które zaliczane są w poczet Barbarzyńców, których obyczaje już przez nas opisane zostały. Gobliny te ujrzwszy hufce edricowe w całym majestacie i potędze wielce się przeraziły i w popłochu wielkim uciekły. O dzień drogi marszem z tamtego miejsca znajdowała się góra, w której zwiadowcy odkryli wielkie ilości surowej siarki. Bohaterski Edric pozostawił tam kilka dziesiątek ludzi, i rozkazał im by zbudowali kopalnię i wydobyciem siarki się zajęli. Co też uczyniwszy niezwłocznie ruszył w dalszą drogę. I ponownie natknęli się na hordę bestyj, lecz tym razem zaliczanych nie do żywych a do Martwiaków. Powiadają, iż Martwiaki zamieszkują w miejscach zwanych Nekropoliami i służą potężnym Nekromantom i Rycerzom Śmierci. Ci z którymi miał do czynienia bohaterski Edric, znani są jako Szkielety. Starcy powiadają, iż ci źli i okrutni Nekromanci porywają wszelkie żywe stworzenie i odebrawszy im życie w Szkielety je przemieniają. Ile w tem prawdy nie sposób przyznać. Wszystkim wiadome jest, że Szkielety stanowią groźbę, jeżeli wielką kupą następują, zaś jeżeli są w niewielkich kompaniach bez trudu rozbite być mogą. Takoż i tym razem Szkielety zobaczywszy potęgę nadciągających wojsk rozproszyły się w okolicznych lasach. Gdy tylko mroki nocy opadły wszyscy ujrzeli blask niezwykły bijący z sąsiednich pagórków. I posłał bohaterski Edric hufiec konny, aby sprawdzić czy nie jest to kolejny Złego podstęp albo przez nieprzyjacół zgotowana zasadzka. Nie minęło wiele pacierzy, gdy konny podjazd wrócił z wiadomością iż leży tam kryształowa grota, przecudnej wprost urody. I zostawił tam bohaterski Edric kopaczy by zajęli się dobywaniem drogocennych kamieni i zostawił też z nimi zbrojną eskortę, by żadni zbójcy na owoce ich pracy się nie połakomili. Gdy już mieli ruszać w dalszą drogę przybiegł nagle giermek jednego z rycerzy, zwany Skoblem[15] utrzymując, ze znalazł skarb niebotyczny. I poszedł, prowadzony przez owego Skobla, bohaterski Edric wraz ze swą świtą i trafili do jaskini, w której stały skrzynie po brzegi wypełnione złotymi monetami, drogocennymi perłami i naczyniami ze srebra i złota. Skrzynie załadowano na zaprzężone wołami wozy i w otoczeniu uzbrojonych jeźdźców zostały do Alexandretty odesłane.

Po kolejnym dniu wędrówki bohaterski Edric i jego wojsko natknęli się na dwie gromady Gnoli. Gnole pochodzą z miejsc zwanymi Twierdzami, w których wodzami są Władcy Bestyj i Wiedźmy. To o nich starożytny pisarz Manualos Instrukcjusz powiedział: Ich armie składają się głównie ze śmiertelnie niebezpiecznych stworzeń, które rodzą się na bagnach, a następnie są ujarzmiane i ćwiczone w walce. Gnole, zwane czasami Bobołakami, a także ich pobratymcy Zwierzołaki przyjmują postaci na wpół człowieka, na wpół zwierzęcia. Ich głowa ma kształt łba dzikiej bestii, jako to: dzika, wilka i innych leśnych stworzeń. W czasie bitwy Zwierzołaki wydają z siebie przeraźliwe wycie, którym przerażają tych z którymi walczą. Posługują się korbaczami i przewyższają walecznością inne jednostki podobnego rodzaju. Jednakże i te bestie nieludzkie ulękły się wojsk Jego Lordowskiej Mości i w panice i przestrachu uciekły precz. Jakaż więc musiała być potęga i chwała imienia Lordowskiego, a także liczebność armii dowodzonej przez bohaterskiego Edrica, że nawet bestie groźne a okrutne drżały ze strachu na samą myśl o nich!

I nadszedł miesiąc Licz.

Bohaterski Edric wraz ze swą armią kontynuował zwycięski pochód przez nieznane krainy. A wiele różnych dziwnych znaków i wróżb im w drodze towarzyszyło. I oto nadszedł czas wielkiej próby, gdy przed hufcami zbrojnymi stanęły siły potężne z samych Arcyliczów złożone. Wiedz Czcigodny Czytelniku ksiąg tych, że Arcylicze zaliczane są do tego samego rodzaju co Szkielety, wchodzą bowiem w skład armii Martwiaków, i tak jak one wychodzą z Nekropolii. Są jednak Arcylicze o wiele od Szkieletów potężniejsze, albowiem atakują z daleka za pomocą chmury trujących wyziewów, szkodząc tym wszelkim istotom żywym co są z krwi i kości stworzone. W walce wręcz nie są już Arcylicze tak groźne i łatwiej pokonane być mogą.

Rozkazuje tedy bohaterski Edric narrację w czasie teraźniejszym czynić[16], a drogę Arcyliczom zabiec i w miejscu tem obóz warowny rozbić. Ruszają więc: pospólstwo, ciury obozowe i wszelki lud namioty wystawiać, a stworzone w ten sposób miejsce wozami ze wszystkich stron otaczają, czyniąc go niczym zamek, obozem warownym. Rycerze wystawiają warty obawiając się podstępnego ataku Synów Ciemności. Bohaterski Edric wysyła natenczas, powodowany znajomością wojennego rzemiosła, zwiadowców by dowiedzieli się jak mnogą siłą wrogowie są. Noc w tym czasie zapada i z lasu dobywają się dzikie wrzaski i śpiewy pogańskie. Lud pobożny trwoży sie i niepokoi, albowiem nikt co do losów swych pewien nie jest. Tak mija noc cała i nadchodzi poranek dnia następnego. Wracają wysłani dla zasięgnięcia języka rycerze, przynosząc wiadomości o nieprzyjaciołach. Twierdzą, iż wróg liczne swe zastępy na sąsiednich wzgórzach  umieścił i tam do bitwy się sposobi. Zbiera tedy bohaterski Edric wszystkich dowódców swych i zgromadzić rycerstwo poszczególnych chorągwi im rozkazuje, a w miejsce do boju wybrane stawić się mają takoż pachołcy i wszyscy inni nierycerskiego stanu. I gdy już wszycy przybyli, przemawia do nich bohaterski Edric, by dodać im otuchy i opowiada, że wróg wprawdzie liczny jest, ale w istocie mały i słaby. Obiecuje, ze sam stanie na czele oddziałów i do boju je  poprowadzi. Długą przemową zagrzewa ich w końcu do podjęcia przyszłej walki i zachęca do odważnych czynów. Następnie grać każe pobudkę do boju, a wojsko ustawione w szyku wojennym do bitwy przystępuje. I starły się w pierwszej walce obydwie armie i choć wróg górował diabelskimi sztuczkami, to edricowi woje męstwem go przewyższali. Zanim jednak rycerstwo zdołało miecze swe na nieprzyjaciołach stępić, ci obrzucili ich pociskami zawierającymi straszliwe piekielne wyziewy. I wielu naszych poległo od tych strzał przeklętych. Wielka jednak zawziętość i gniew ogarnia rycerstwo całe, zawzięte by wiktorię odnieść albo też bohatersko życie w bitwie oddać. Uderzają gromadnie, jak jeden mąż zgodnie ruszają do przodu. Chociaż wielu szlachetnych rycerzy ginie w tym natarciu, to liczny ich zastęp dochodzi w końcu szeregów Arcyliczów i nowy bój wręcz[17] się rozpętuje. Arcylicze, którym za sprawą czarów, pociski edricowych łuczników niewiele przyniosły szkody, w boju na miecze już swej zdradzieckiej przewagi nie mają. Bój okrutny dzień trwa cały, albowiem Arcylicze, chociaż swej straszliwej broni pozbawione, nie zamierzają wcale się poddawać. Ale to jeszcze dodatkowo wzmaga zaciekłość rycerstwa, które im wróg mocniejszy opór stawia, tym ono samo bardziej na niego naciera. Przez długi czas jednak, mimo takiego stanu rzeczy, żadnej ze stron przewagi uzyskać się nie udaje. Lecz gdy po godzinie trzeciej Arcylicze poczynają tracić siły, dochodzą do przekonania, że ich sprawa jest już przegraną. I przerzedziły się ich szeregi, tak że dłużej oporu stawiać nie mogą. Co zobaczywszy rycerstwo nasze, jakby nową mocą i siłą niezwykłą ogarnięte, uderza na wroga przynosząc mu ostateczną klęskę. Rozpierzchają się nieprzyjacielskie wojska po okolicznych lasach. Lecz bohaterski Edric nakazuje powrócić do narracji w przeszłym czasie i zaprzestać pościgu, albowiem słońce już zaszło i z powodu nocnych ciemności mógł w ostępach nieprzyjaciel zasadzkę zgotować. Rzucili się zaś ludzie z pospólstwa by pozostawiony przez pokonanych dobytek między siebie podzielić, jednak nie znaleziono tam żadnych bogactw, a jedynie codzienne sprzęty i naczynia. Zezwolił przeto bohaterski Edric, by pospólstwo wszystkie te rzeczy zatrzymało dla siebie.

W całej tej bitwie straszliwej większość spośród Arcyliczów swe życie oddało, niedobitki zaś uszły w okoliczne lasy. Spośród wojsk Edricowych największe straty ponieśli strzelcy, jako to łucznicy i kusznicy w szczególności, na nich to bowiem skupiły się ataki Arcyliczów gdy bitwa się rozpoczęła. Również wielu konnych rycerzy i należących do zaciężnej piechoty straciło swój żywot w zażartej walce.

Dalszy marsz przez terra incognita wobec takiego osłabienia sił był niebezpiecznym. Atoli nie chciał bohaterski Edric bez naradzenia się ze swymi dowódcami zarządzać odwrotu. Ogłoszono tedy zgromadzenie dowodzących chorągwiami w namiocie służącym za kwaterę bohaterskiemu Edricowi. Większość opowiedziała się za powrotem do Alexandretty, aby  uzupełnić ludzi i zabrać świeże zapasy. Tylko nieliczni radzili by pochód wojsk nadal naprzód następował. Rozważył bohaterski Edric wszelkie argumenta w swem sercu i przychylając się ku woli większości zarządził powrót do zamku stołecznego.

Bohaterski Edric znajduje przeszkodę

na drodze do Alexandretty i jego wojsko kontynuować

swej podróży nie może, z odsieczą ruszają mu na pomoc armie

szlachetnego Lyonisa.

            Rozkazał tedy bohaterski Edric ruszać ku Alexandretcie. Po dwóch dniach marszu zaczęli ludzie dostrzegać dziwne znaki w okolicy: a to jakoweś postaci przemykające po lesie, a to odgłosy przeraźliwe dobiegające z głębi lasu. Nocami gdy zatrzymywano się na postój, nikt nawet oka nie mógł zmrużyć, wszyscy lękali się bowiem, że siły ciemności podstępem i zasadzką sposobią się do ostatecznej  bohaterskiego Edrica zagłady. Straże podwojone zostały, gdyż atak nastąpić mógł w każdej chwili. Wreszcie dalszy pochód stał się niemożliwy, wojsku drogę zastąpiły wielkie gromady Liczów, które do działania knowaniami pokonanych Arcyliczów przekonane zostały, które to Arcylicze pragnęły zemsty za doznaną klęskę. Licze postępowały też w ślad za wojskiem, groziło więc że edricowa armia otoczona zostanie, bez szansy na ratunek. Umocniwszy obóz rozkazał bohaterski Edric posłać umyślnego do Alexandretty, do Jego Lordowskiej Mości, by wzmocnić wojsko nowymi ludźmi. Zadania tego podjął się rycerz Trzaskier herbu Łomot, gdy tylko otrzymał stosowny list natychmiast w drogę wyruszył. Przedarł on się przez puszczę, a zmyliwszy pogoń synów mroku wnet do zamku dotarł i list Jego Lordowskiej Mości wręczył.

Jego Lordowska Mość wiedział, iż jakakolwiek zwłoka i ociąganie się z pomocą może dla bohaterskiego Edrica klęską się zakończyć. Rozesłał więc po całej swej dziedzinie wici ogniste zwołując rycerstwo na nową zbrojną wyprawę. I przybyło wielu rycerzy prowadząc ze sobą poczty konne, a także najemne oddziały złożone z żołnierzy pieszych, a takoż i strzelców wyposażonych w łuki i kusze. Mieli też w swych oddziałach ludzi władających pikami i włóczniami. Za wojskiem ciągnęły tabory, składające się wozów zaprzężonych w woły, do tego lud obozowy jako to giermkowie, sługi i inne pospólstwo.

I uczynił dowódcą tej wyprawy Lyonisa z gildii kleryków,  człowieka mądrego, światłego, który zamiłowania dla ksiąg i wiedzy nie skrywał. A powiadali współcześni mu, iż w znajomości spraw uczonych jest niezrównany, a równie jak w wiedzą władaniu takoż, i  w rzemiosła wojennego znajomości, nikt mu dorównać nie zdoła. Szlachetny Lyonis znany był również jako bardzo pobożny i ci którzy u niego byli na służbie powiadali, iż tak gorliwie potrafił się modlić, że uzyskawszy boską przychylność zdobywał przewagę w swych wojennych przedsięwzięciach. Poznawszy wolę Jego Lordowskiej Mości stanął szlachetny Lyonis na czele wojska i wkrótce wyruszył z pomocą dla bohaterskiego Edrica.

Jak powiedzieliśmy to wcześniej armia, którą dowodził szlachetny Lyonis, była bardzo wielka i o wiele potężniejsza, niż te które poprzednio poprowadził bohaterski Edric, albowiem wolą Jego Lordowskiej Mości było, aby szlachetny  Lyonis po uwolnieniu bohaterskiego Edrica kontynuował wyprawę. I gdy tak wojska kierowały się ku miejscu pobytu bohaterskiego Edrica, wszelki nieprzyjaciel wycofywał się. Albowiem wiedział nieprzyjaciel, że ta wielka siła może stać się jego ostateczną zagładą. A wśród tych którzy w panice i popłochu rozproszyli się na pustkowiach byli  Szamani, którzy uciekając pozostawili cudowny przedmiot zwany Płaszczem Zwinności. Płaszcz ten podobno dodawał temu, który się weń przyodział, różne niezwykłe właściwości, jako to zwinność poruszania się. Po kilku dniach marszu dotarł szlachetny Lyonis do lasu owego, w którym otoczony przez mnogie plemiona Liczy bohaterski Edric obóz swój rozbił.. Ale i ci barbarzyńcy ujrzawszy potęgę i majestat odsieczy dłużej już zwlekać nie mogli i tak jak inni przed nimi w lasy umknęli. Ucieszył się takim szczęśliwym sprawy obrotem bohaterski Edric i podziękowawszy prawdziwie po bratersku szlachetnemu Lyonisowi za jego trud, ruszył ze swym wojskiem do Alexandretty. A gdy po wielu dniach podróży zbliżył się bohaterski Edric wraz z całym swym orszakiem do miasta ujrzał, że oto na przeciw mu wyszli mieszczanie i lud cały miejski, i witali go wznosząc okrzyki na jego cześć, a dzieci rzucały mu kwiaty pod nogi. I wtedy z bram miasta wyszedł Jego Lordowska Mość  w otoczeniu znamienitych dostojników, jako to marszałków, hetmanów i tych ze szlachty, którzy na dworze tam przebywali, by swego wiernego poddanego, który tak wiele dlań dokonał, powitać. Bohaterski Edric, gdy tylko ujrzał swego pana i władcę, w tej właśnie chwili zsiadł z konia i klęknął przed nim oddając mu pokłon. Wówczas podszedł doń Jego Lordowska Mość i podniósł go z kolan, po czem obydwaj padli sobie w ramiona wymieniając serdeczny uścisk, jak by to brat był z bratem, a nie pan i jego wierny poddany. Jego Lordowska Mość podziękował następnie bohaterskiemu Edricowi za wierną służbę i czyny których dokonał. Obsypał go też bogactwami: złotem i klejnotami i nadał mu we władanie ziemię. Dzień triumfalnego powrotu edricowego wojska uczynił zaś odtąd wielkim świętem. Jego Lordowska Mość wydał też wielką ucztę na cześć bohaterskiego Edrica, dla wszystkich mieszkańców Aleksandretty bez różnicy stanu i majętności. Tak też zakończyła się kolejna chwalebna wyprawa bohaterskiego Edrica, o którego czynach i dokonaniach sława wśród ludu całego przyczynia się nieustannie do powstawania wielu pieśni, i snucia rozlicznych opowieści.

Wyprawa szlachetnego Lyonisa.

 

            Po tym jak wojska, na czele których stał szlachetny Lyonis, przyczyniły się do uwolnienia bohaterskiego Edrica z opresji, w jakiej z powodu Liczów się znajdował, onże sam [szlachetny Lyonis] ruszył ze wszystkimi, obierając kierunek nie południowy, jak do tej pory, ale ku północnozachodnim krainom zmierzając. Wiele dni trwała ta wędrówka i znowu jak wcześniej wszelkie ludy barbarzyńskie i bestyje okrutne widząc potęgę i chwałę maszerujących wojsk ustępowały im, w wielkiej panice, pola. A wśród nich były też Licze. Po wielu dniach wędrówki, lyonisowi ludzie ujrzeli starożytny obelisk, na którym upływem czasu niemalże całkowicie zatarte inskrypcje się znajdowały. Głosiły one: SZLACHETNY WĘDROWCZE! TEN POMNIK WYBUDOWANO Z ROZKAZU SŁAWETNEGO ROGDWERTA, KRÓLA CAŁEJ TEY KRAINY TRYFOLYĄ ZWANEY BY ROZSŁAWIĆ IMIĘ JEGO NA ŚWIAT  CAŁY I OBWIESZCZYĆ WSZEM I WOBEC KRÓLEWSKĄ WOLĘ: JA RODGWERT, KRÓL I PAN KRÓLEWSTWA TRAFOLYI UKRYŁEM W MIEJSCU ODLUDNEM I PRÓCZ MNIE NIKOMU NIE ZNAYM SKARB WIELKI – NIEPOLICZALNĄ ILOŚĆ ZŁOTA, SREBRA I KLEYNOTÓW, KTÓRE TO BOGACTWA ZALEDWIE NIE WIĘCEJ NIŻ JEDNĄ SETNĄ TEGO CO MAM STANOWYĄ. MIEYSCE TO, OKRYTE TAYEMNICĄ, NA MAPIE OZNACZYŁEM, MAPĘ ZAŚ OWĄ NA WIELE CZEŚĆI PODZIELIŁEM I CZĘŚĆ JEDNĄ Z NICH NA TYM MONUMENCIE WYRYĆ KAZAŁEM. ABY ODNALEŹĆ POZOSTAŁE CZĘŚCI MUSISZ WYKAZAĆ SIĘ ODWAGĄ NIEPOSPOLITĄ I POKONAĆ W WALCE STRZEGĄCE POZOSTAŁYCH MONUMENTÓW DEMONY I BESTYE WSZELAKIE. DOPIERO WTEDY POSKŁADASZ W JEDNO MAPĘ I MIEJSCE UKRYCIA SKARBU ODNAYDZIESZ. A TYLKO TEN KTÓRY SZLACHETNEGO I CZYSTEGO SERCA JEST, TEGO ZDOŁA DOKONAĆ. TAKO RZECZE RODGWERT, KRÓL TRAFOLYI. Zdziwili się na te przedziwne słowa wszyscy zgromadzeni, albowiem znane były dzieje starożytnego królestwa Trafolyi i to, że król jego Rodgwert był tym, którego bogactwu, jak powiadano, nikt dorównać nie był w stanie, a o skarbach które zgromadził do naszych czasów krążą legendy i wielu spośród dzisiejszych władców chciałoby nawet niewielką ich część posiadać. I szemrał między sobą cały lud zgromadzony, bo tylko szaleniec albo władca nad władcami, który nie ma sobie równych, mógłby z własnej woli takie bogactwo w jakowejś pieczarze ukryć albo też w czeluście ziemi złożyć. Rozkazał wówczas szlachetny Lyonis rysunek tej części mapy na pergaminie sporządzić i kiedy zostało to wykonane w dalszą drogę ruszono.

Po wielu dniach wędrowania dotarł szlachetny Lyonis do miejsca gdzie drogi biegną w cztery świata strony. Postanowił nie zbaczać z raz obranej drogi i maszerował we wcześniej obranym kierunku. I znowu na wędrówce kilka dni przeminęło, aż wreszcie, na równinie pod lasem, szlachetny Lyonis obóz warowny rozkazał założyć, aby rycerstwo i żołnierze zmęczeni trudami marszu dłuższego odpoczynku zaznać mogli. Zgodnie z zasadami sztuki wojennej obóz został otoczony wozami spiętymi przy pomocy łańcuchów, a wokół obozu wystawiono straże. A gdy wzeszło słońce i wstał dzień następny ujrzeli strażnicy, że z lasu ku obozowi zmierza orszak jakiś dziwny, złożony z jeźdźców konnych, lecz wszyscy na czarno ubrani, posępni i mroczni jakby zwiastuni śmierci a nie ludzie. Szlachetny Lyonis – zmieniwszy pierwej czas narracji na teraźniejszy – rozkazuje trąbić na alarm i wszystkim pod broń stawać i do boju się gotowić. Przyjezdni niosą jednak przed sobą znaki poselstwa i do dowodzącego, szlachetnego Lyonisa prowadzić się każą, a gdy przed jego dostojnym obliczem stają, tymi oto słowy się doń zwracają: “Wielmożny Panie, najmiłościwiej nam panująca Isra, Mroczna Królowa Umarłych i Władczyni Świata przysyła nas, abyśmy obwieścili jej niezłomną wolę. Ośmieliłeś się śmiertelniku wtargnąć na ziemie Mego królestwa, co jest dla Nas wielką potwarzą i obrazą, którą jedynie Twa krew, o Panie, zmazać może. Oddaj się w Nasze ręce, zostaniesz stracony, dusza Twa potępiona a wojsko Twoje wstąpi w szeregi mej niezwyciężonej Armii Nieżywych. Oto są słowa samej Isry najpotężniejszej!” Wielkie poruszenie zapanowało wśród zgromadzonych wokół szlachetnego Lyonisa i gdyby nie wzgląd na powagę i nietykalność posłów jużby się na nich rzucili i mieczami rozsiekali za ich śmiałość. Szlachetny Lyonis uciszył gestem ręki zgromadzonych i odpowiedział (już w czasie przeszłym, na który zręcznie i biegle przeszedł) posłom, bez żadnego gniewu i jakiejkolwiek niechęci, następującymi słowy: “Idźcie, powiedzcie swej Pani, że dosyć ci u nas honoru i męstwa, a takoż walecznej odwagi, by w bitwie straszliwej toczyć bój zażarty, i prędzej zginąć nam przyjdzie, niż na takie haniebne warunki się zgodzić. Jeśli więc, życzeniem Jej jest śmierć nasza, niechaj więc stanie w polu z wojskiem swym i w taki oto sposób – przyjęty w świecie całym – swych żądań dochodzi. I że przenigdy duszy naszej, ani poddanych naszych dusz we władanie nie uzyska, bo tylko człowiek który postępowaniem niegodnym się wykaże, ten wówczas na zatracenie się skaże, my zaś tym nikczemnym warunkom męstwem odpór damy”. Rycerstwo i panowie  zgodnie potwierdzili to swymi słowy udzielając szlachetnemu Lyonisowi poparcia. Posłowie opuścili więc obóz i do swoich wrócili.

Szlachetny Lyonis bój śmiertelny

a straszliwy w bitwie zwycięskiej przez nikczemną Isrę

wydanej toczy

Szlachetny Lyonis tedy odprawiwszy posłów rozkazał rycerstwu i wojsku całemu do bitwy się gotować, sam zaś do swego namiotu się udał by w nabożnem skupieniu bogów swych o pomoc wyprosić. A gdy tak modli się i do bogów szlachetny Lyonis przemawia[18], rycerz Bor herbu Topór donosi, że oto następuje już pierwsza chorągiew nieprzyjacielska. Ledwie skończył mówić inny z rycerstwa doniósł, że kolejne chorągwie do obozu się zbliżają. A mowy swej jeszcze nie skończył, a następni panowie o nowych wrogich hufcach wieści przynoszą. Szlachetny Lyonis niczym jednak niewzruszony nadal modlił się gorliwie, albowiem za słuszne uznał pierwej boskich swych opiekunów o powodzenie prosić, niźli modłów nie skończywszy obrazić ich i cześć ich na szwank narazić. Na nic się zdały błagania znaczniejszych spośród rycerstwa, dowódców wojsk, a i kapłanów nawet, by modlitwę przerwał i na plac bitwy przyszłej spiesznie podążył. Takoż szlachetny Lyonis swój zamiar do końca doprowadził. A wrogie oddziały chociaż mogły w tym czasie uderzyć i poważną klęskę zadać wojsku naszemu, które wciąż jeszcze rozproszone było i do walki nie gotowe, zamiaru tego poniechały, jako zasadzki szlachetnego Lyonisa się spodziewając. Nie może dziwić, że wódz tak bogobojny i niebiosom oddany przez tychże bogów wiktorią obdarzon został, a Isra tę niebiańską władzę w pogardzie miejąca, na ich przychylność liczyć nie mogła.

Gdy bowiem szlachetny Lyonis opuścił namiot swój, a było to nim słońce w najwyższym punkcie nieba się znalazło, całe wojsko w szyku do bitwy gotowym szybko się ustawiło. A było to pięć chorągwi pieszych zbrojnych w halabardy i z tej przyczyny zwanych halabardnikami, a wystawionych przez zamek i gród stołeczny w Aleksandretcie i drugie kasztelanie. Oddziały to waleczne okrutnie i tą cnotą powolność swą w bitwie przewyższają. Stanęły do boju takoż i trzy chorągwie z Aleksandretty pochodzące gryfów, dla swej szlachetności królewskimi zwanych. Przewagę gryfy królewskie zyskują nad innemi gdy na każdy atak natychmiast odpowiedzieć atakiem kontra skierowanym mogą. Obok nich ustawiły się dwie chorągwie rycerzy krzyżowych, którzy jeszcze większą siłą i walecznością się odznaczali, niźli inni w wojsku piechurzy. Przed czołem wymienionych hufców rozkazał Lyonis oddziałom w kusze zbrojnym ustawić się. A była to najlepsza chorągiew z Aleksadretty przybyła, gotowa gradem strzał i pocisków wszelakich nieprzyjaciół zarzucić.

Wojska przebiegłej Isry do bitwy przystąpiły, daleko silniejsze i liczniejsze od naszych. Były wśród nich tedy demoniszcza piekielne za żołnierzy będące. Wszystkie one pochodziły z miasta i zamku Dark Eternal[19], który jak wiadomo był w owym czasie gniazdem żmij i wszelkiego robactwa plugawego. Niektórzy zaś spośród mieszkańców tamtejszych sztuką czarnoksięstwa i nekromancji się parali. Mrowie całe było ożywieńców, bo aż sześć chorągwi.  Nikczemna Isra, bowiem dzięki paktowi z mocami piekielnymi zawartemu, posiadła zdolność do życia powrócenia tych, którzy ostatnie tchnienie wydali. Takim sposobem wielką ilość tych nieszczęśników i potępieńców do boju wysyłała. W ten sam sposób w szeregach nieprzyjacielskich  pojawiły się legiony kościejów, które jak powiadają rodzą się za sprawą czarów w miejscu Szkieletorium zwanym. A było ich siedem chorągwi, wspieranych przez chorągiew Szkieletów zrodzonych w Przeklętej Świątyni. Na rozkaz Isry do bitwy przystąpiły też zjawy w liczbie czterech chorągwi. Grozę budzą, gdyż tym z którymi walczą zabierają całą silę życiową. Powiadają, iż trudno je pokonać, jako że potrafią odzyskać utraconą energię. Gdy są na miejscu bitwy – jako powiadają  doświadczeni żołnierze – potrafią przyczyniać się do osłabienia tych co walczącymi z nimi dowodzą, poprzez odebranie im zdolności do sprawowania dobrej magii. Dalej sześć chorągwi Liczów przybyło. Licze te żyją w mrocznym Mauzoleum, a atakują z dużej odległości poprzez użycie chmury wielce trującej. To nie wszystkie jeszcze armie, jakie przeciwko szlachetnemu Lyonisowi ta szałem i złem opętana, córka demonów imieniem Isra wystawiła. Bo oto cztery hufce straszliwych Wampirów przybyło by walczyć w swej zdradzieckiej sprawie. Bardzo szybko przenoszą się one po całym placu bitwy. Gdy przystępują do ataku nie sposób odeprzeć ich ciosy, można je zabić samemu je atakując. Straszliwe i mroczne Dworzyszcze to miejsce, z którego podobno pochodzą.

Na czele całej tej mrocznej armii ciemności stała, jako wcześniej wspomniane było, Isra. Wywodziła się ona z plemienia Liczów i jako jedna z Rycerzy Śmierci trupiem obliczem się odznaczała. Jako że każdy z tych mrocznych rycerzy w czemś mistrzem pozostaje, okrutna  Isra para się sztuką nekromancji czyli do życia zmarłych przywoływania. A rzecz to przecie grzeszna i nieobyczajna, bo tylko bogowie tajemnicą życia władać powinni. Zyskawszy pomoc sił piekielnych postanowiła Isra świat cały zawojować: jak najwięcej królestw do stóp swych rzucić i swe szeregi uprzednio w wojnach zabitymi w ożywieńców zaczarowanych uzupełnić. Taka to była sprawa z ową Isrą.

Zakończywszy przegląd swych wojsk szlachetny Lyonis krótkim przemówieniem rycerzy swych do walki zachęca, każdemu o jego godności przypominając. A serce Isry trwożliwie  zadrżało z lęku, który się w niej na widok armii Lyonisa zbudził. Pobladłszy łzami się zalewa co jej przyboczni za wyraz tchórzostwa poczytują i gorzkimi słowy słabość jej wypominają. Lecz Isra odpiera, że łzy wylewa iż tyle demonów i kreatur przebrzydłych życie swe w boju postrada i że los ich gorzki przypieczętowanym stał się.  Bowiem wówcz….

TU NIESTETY TEKST SIĘ URYWA. MIEJMY NADZIEJĘ, ŻE BADACZE STAROŻYRNOŚCI ODNAJDĄ KOLEJNE FRAGMENTY, DZIĘKI KTÓRYM BĘDZIE MOŻLIWE ODTWORZENIE DALSZEGO CIĄGU TEJ NIEZWYKŁEJ OPOWIEŚCI.


[1]. Pszemo Ndżały, Osiem wersji mojej perwersji i inne igraszki. Wydawnictwo Niepokorne, Lublin 1965.

[2]. Mrowie a mrowie.

[3]. To się jeszcze okaże.

[4]. A mrowie.

[5].  Najwyżej przez wszystkich podwładnych ceniona nagroda – Uśmiech Zwierzchnika.

[6].  Nie było mowy o „przerwie na kawę” przez pół dzionka całego – krzta to krzta.

[7].  Oczywista nieprawda! Nieraz koło krzaków chadzałem i żaden z nich kształtu niewiasty nie przyjmował – zarówno płomiennej, wodnej, powietrznej czy ziemistej. Nawet cielistej!!!

[8]. I wnóż też.

[9]. Dziesięć dodatkowych nóg, nawet wiszących u pasa, niewątpliwie zwiększa mobilność każdego niosącego takowe trofea.

[10]. Raczej Aniele Boży, niż Credo.

[11]. He, he, he – nie ogniem!

[12]. Widać analogię – diabliki a króliki.

[13]. Dla których atoli, widok nieobyczajnych rzeczy żadna to pierwszyzna.

[14]. Więc nie opisują.

[15]. Rycerz ten nazywał się Furta z Zawias.

[16]. Znany zabieg stosowany przez kronikarzy w celu udramatyzowania wydarzeń, obecnemu czytelnikowi i krytykowi szargający nerwy, ze względu na „rozbicie jedności czasu w utworze” i „dyskontynuację temporalną”.

[17]. I wnóż oczywiście.

[18]. Kolejne zmiany czasu narracji z chwilą niniejszą komentowane nie będą.

[19]. Przypis pusty – dla treningu, by nie wyjść z wprawy.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.