Eustachy Orski
Licho lubelskie.
Jakiś bożek prześladowczy obrał sobie siedzibę w murach Lublina. Musiał to być brat mleczny „Fauna” czyhającego w gęstwinie krzewów leśnych i „Wodnika” błądzącego po moczarach: tylko, że tamtych trzymały się figle i psoty, a ten wyraźnie rozsiewał wszędzie wokoło „zło”. I tak jak Boruta w zamku Łęczyckim zawziął się głównie na szlachtę i na przejezdnych, tak i to „licho lubelskie” gnębiło przyjezdnych wieśniaków, czy to pan, czy chłop – tak, że w końcu zaczęliby ludziska stronić od Lublina tak, jak ongiś na parę mil omijano Łęczycę.
Inne czasy – inni ludzie, mniej bierni zaradniejsi jak ongiś!
Postanowiono bronić się przed tem „złem”, zwołano jedno i drugie zebranie, wybrano dwóch prezesów, trzech sekretarzy, całą komisyę.
Gwar, krasomóstwo i wielosłowność rozeszły się szeroką falą po okolicy, nie widziano jednak narazie, w czem tkwi zło, gdzie siedzi „licho”.
Aż słuchy doszły do pewnego wieśniaka. Ubogi to był człowiek, zmarnowany przez obcych i przez swoich, niegłośny, ale myślący za to.
Stracić już nie miał czego, zarobku mu dać nikt nie chciał. Żył chwilą… aż oto usłyszał o istnieniu komisyi do ujęcia „licha lubelskiego”. Jął badać sprawę, dociekać i szukać, a brał się do rzeczy różnie: To przebrany za pana, sprzedawał drzewo, zboże, kartofle; to jako wieśniak dowoził mleko, miód, skałki drzewne na podpałki, to znów faktorował „opas”, udając żydka.
I oto po paru dniach ku wielkiemu zdumieniu komisyi, obranej do szukania „licha”, przyszedł na zebranie i głośnow wyznał, że wie gdzie siedzi „licho lubelskie” – ale że nie prosił formalnie o głos, przywołano go do porządku. Po chwili znowu, gdy mówiono jak złemu zaradzić, oiarował swoje usługi, ale przerwał prezes I. Próbował raz jeszcze dojść do słowa – ale mu głosu nie dano, natomiast prezes II i sekretarz III po kolei szeptali z nim w kąciku. Poczem, ponieważ miano głosować nad jakimś projektem komisyi – wyrzucono go za drzwi.
Ale że był to człek myślący, nie obraził się ani na prezesów, ani na sekretarzy, ani na komisyę, ani nawet na tego, co mu doradził wyjść.
Poszedł do redakcyi poczytnego organu i za ostatnie grosze dał ogłoszenie na pierwszą stronę drukującego się numeru.
Ogłoszenie wyszło i numer był rozchwytywany w mieście, a na prowincyi liczba prenumeratorów, opłacających prenumeratę, potroiła się.
Poczytne pismo przez wdzięczność obiecało „wieśniakowi” obszerną wzmiankę o licytacyi jego posiadłości i gratisowy nekrolog po śmierci, ale pieniędzy zapłaconych za ogłoszenie nie zwróciło.
Fakt ten komisya pod przewodnictwem obu prezesów uznała jako ostatni w mieście objaw wpływów „licha lubelskiego”, a wszyscy trzej sekretarze zaprotokółowali decyzye, poczem dokument złożono do archiwum biblioteki publicznej. Służyć on będzie za przyczynek do rozdziału historyi pod tytułem „rok 1914”.
PIOTROGRÓD. (AP.) 11.XII W rejonie Płock – Radom(?) schwytany został niemiecki samolot typu „Albatros” z lotnikiem i wywiadowcą.
Głos Lubelski z 12 XII 1914 r. (Nr 64)