Józef Czechowicz
Wieczór zimowy
W zmierzchu i śniegu ogród to drzeworyt.
Między smutnemi chochołami biegają dzieci.
W zmierzchu i śniegu roztajały kolory.
Szron świecił.
***
Maleństwa, kulki futrzane, wełniane
na krótkich nóżkach w pałąk –
a moje dzieciństwo, tyloma już śniegami zawiane
raz jeszcze smutkiem zawiało.
***
Ciągną sanki, zostaje niebieski ślad;
rzucają pociski śnieżne, dziurawią zmierzch,
który ranny i siny na śniegach się kładł
nieuchwytny jak perz.
***
Czyjś głos woła na dzieci – wchodzą.
Tu tylko linje drzew.
Drzewa cieniami się grodzą.
Skąd cienie? Zaczyna się latarń gazowych śpiew.
***
Tylko zmierzch żółkniejący i tylko chochoły.
Z nieruchomych gałęzi sypią się konstelacje gwiazd.
Dalekie dzwonią pod śniegiem kościoły
W każdem z zaśnieżonych miast.
Ziemia Lubelska z 24 XII 1931 r. (Nr 349)