Z LUBELSKIEGO I PODLASIA
(r) Stragany na stacyach. Na skutek odnośnych poleceń wysłanych swego czasu przez odpowiednie władze po liniach dróg żel. Nadwiślańskich, poszczególne stacye prowadzą budowę krytych straganów. Stragany te znajdują się w pobliżu budynków stacyjnych. Okoliczni mieszkańcy zapłaciwszy pewną kwotę tytułem dzierżawy mogą prowadzić sprzedaż produktów spożywczych przejeżdżającemu wojsku, po cenach nie wyższych niż przewiduje odpowiednia taksa.
Winni wykroczenia w tym względzie będą pociągani w drodze administracyjnej do surowej odpowiedzialności. Stragany takie znajdują się i na naszej stacyi w Lublinie.
Saneczki. Sport saneczkowy w Ogrodzie Saskim ogromnie się rozwinął przy przeważającym udziale uczącej się młodzieży. Szybki rozwój tej zdrowej i przyjemnej rozrywki powinien zwrócić uwagę kierowników miejscowych szkół na konieczność zaspokojenia potrzeb naszej młodzieży w myśl zasady „mens sana in corpore sano”. Inicyatorowi i organizatorowi sportu saneczkowego p. Julianowi Korsakowi należą się wyrazy szczerego uznania za dostarczenie licznym zastępom młodzieży ze wszech miar godnej poparcia rozrywki.
(r) Kary administracyjne. Mieszkańca Lublina Józefa Komorowskiego za przechowywanie u siebie w mieszkaniu wina skazano w drodze administracyjnej na grzywnę w sumie 25 rubli lub areszt tygodniowy.
– Za jazdę po mieście po lewej stronie ulicy skazano niejakiego Stanisława Janyka na zapłacenie 10 rb. lub tydzień aresztu.
WOJNA.
List ochotnika.
Ciekawy list z linii bojowej nadsyła paryskiej „Polonii” jeden z ochotników polskich, walczących w armii francuskiej:
„Tak przywykliśmy – pisze – do życia w okopach, że czujemy się tam, jak w domu. Strzelanina i ataki na bagnety są dla nas raczej rozrywką w życiu spokojnem i cichem. Niektórzy z nas nawet rozbierają się na noc, jakgdyby mieli położyć się do łóżek. Śród Niemców naprzeciwko nas, znajduje się wielu Polaków x Poznańskiego, a nawet z Galicyi. Ci z nich, którzy zdołali się wymknąć z szańców nieprzyjacielskich, zapewniają, że tuż w pobliżu jest chyba 50,000 Polaków, sród Niemców, wyciągniętych linią przed pozycyami francuskiemi. Kochani jednak rodacy nasi wiedzą, że mają naprzeciwko siebie ochotników polskich i korzystają z każdej sposobności, aby się oddać w niewolę. W nocy na 23 grudnia, gdy kilku z nas stało na straży na pozycyach czołowych, ujrzeliśmy cień, czołgający się ku nam. Jeden z naszych zmierzył do niego lecz chybił. Wówczas cień skoczył na równe nogi i, wymachując chustkę, zaczął biedz ku nam, wołając: „Polak, polak!” Następnie zwróciwszy się ku poblizkiemu laskowi, dał znak i jeszcze sześć cieniów podniosło się z ziemi i połączyło się z nami. Wesoło wychyliliśmy kieliszki z naszymi siedmiu jeńcami rodakami. W dzień po śmierci naszego chorążego (Szuyskiego) Polacy z armii niemieckiej dowiedzieli się, że ich rodacy walczą w szeregach francuskich. Znajdowaliśmy się wówczas w odległości zaledwie 80 metrów od szańców nieprzyjacielskich. Ujrzawszy sztandar polski, poznali go natychmiast i zapłakali, wydając okrzyki w języku polskim. Było ich jednak zaledwie kilkudziesięciu, osaczonych wśród Prusaków, nie mogli się więc ruszyć. Nazajutrz Niemcy usunęli ich pośpiesznie z przed naszych pozycyi i odesłali gdzieindziej. Polacy ci jednak roznieśli wieść, iż rodacy ich walczą za Francyę, a wieść ta rozeszła się szybko śród naszych biednych poznańczyków”.
Głos Lubelski z 3 II 1915 r. (Nr 34)