= Fortuna variabilis… (e) Urzędnik państwowy w czasie inflacji był przedmiotem ogólnego współczucia z racji swego nędznego uposażenia, oraz z przyczyny wzrastającej z dnia na dzień drożyzny. Ideałem jego był wówczas sklepikarz, którego stać było na wszystko, co przeciętnemu człekowi do szczęścia potrzeba i którego majątek bynajmniej się nie uszczuplał. Dziś role się zmieniły. Urzędnik jakkolwiek bądź, daleki jeszcze od dobrobytu, ma jednak możność związania końca z końcem i pracy w spokoju. Jakże nieszczęsnym jest wobec niego kupiec detaliczny, któremu wciąż protestują weksle, a towary pokrywa pleśń zapomnienia. Różnica widoczna nawet na obrazkach z życia codziennego. Urzędnik pragnie np. rozmienić 50 zł. (przy końcu miesiąca!), wpada do kiosku z gazetami bierze jedną płaci…
„Niestety, nie mam wydać – odpowiada sklepowa – to pan mi później ureguluje”. „Gorzej” – pomyślał sobie i wstąpił po drodze do cukierni. „Proszę dziesięć pączków.” Po wyliczeniu i zapakowaniu ta sama historia – „to pan mi później zapłaci” – No, no, ciekawe – pomyślał i wstąpił do znajomego masarza. „Proszę kilo słoniny”… – zwinnie odważono, szarmancko zapakowano i położono na ladzie… „Mam cię” – pomyślał urzędnik, ale tym razem omylił się z kretesem. – „Co pięćdziesiąt złotych?… nie mam reszty”… i w tym samym momencie słonina powędrowała pod ladę. Podwójnie charakterystyczne? n’est ce pas?
= Strzały w śródmieściu (w.) W dniu onegdajszym , w godzinach wieczorowych posterunkowy służby śledczej zatrzymał koniokrada Kazimierza Kowalczyka, którego chciał przeprowadzić do Ekspozytury śledczej. Kiedy obaj znaleźli się na ul. Górnej i zmierzali ku Namiestnikowskiej, koniokrad począł uciekać w kierunku ulicy Dolnej Panny Marji. Pomimo kilkakrotnych wezwań o zatrzymania się ze strony goniącego wywiadowcy, Kowalczyk kontynuował ucieczkę, wobec czego wywiadowca zmuszony był użyć broni palnej, z której dał do uciekającego dwa strzały. Z powodu jednak panujących ciemności strzały chybiły, a koniokrad zbiegł w kierunku pobliskich łąk. Poszukiwanie i pościg za nim zarządzono.
= Niepotrzebne stosy. (w.) Tuż obok gmachu mieszczącego biuro Komendy Policji Powiatowej, przy ul. Zielonej, przed jedną z kamienic piętrzą się spore już stosy śmiecia, odpadków, zrąbanego lodu z rynsztoków, które przy dość wysokiej jak na zimę temperaturze wydają z siebie cuchnącą niezbyt dla powonienia przyjemną woń. Stosy owe rosną z dnia na dzień, zwiększa się zatem i przykry odór. Czyżby zapomniano już o tem, że ulica Zielona bądź co bądź znajduje się w śródmieściu? A zresztą, czy dopuszczalnem jest, by śmiecie te i odpadki stały po kilka dni i nie były w odpowiednie miejsca usuwane z ulicy? Niechby się więc usunięciem ich coprędzej zajęli pp. dozorcy, bowiem pierwszego lepszego dnia może ich spotkać niespodzinaka w postaci protokułu sporządzonego przez przypadkowo spostrzegawczego policjanta.
Głos Lubelski z 29 I 1925 r. (Nr 29)