Kościół św. Józefa w w Lublinie: dawniej po-karmelicki, obecnie znów karmelicki. Tak bardzo spodobał się Rawie Ruskiej, że aż chciała go sobie przywłaszczyć. Niedobra Rawa!
Jak napisać tekst o… Jak? Po prostu tak! Jest marzec roku 1916, Lublin, zmęczony wojną, okupacją i zimą, z utęsknieniem wygląda nadchodzącej wiosny. Bo pragnieniu trawy i słońca, zaprawdę nigdy nie ma końca… Zbliża się właśnie dziewiętnasty dzień miesiąca: w kościele po-Karmelickim obchodzi się uroczystość odpustową ku czci św. Józefa. Najpierw, osiemnastego marca, odprawia się nieszpory o godzinie piątej po południu. W niedzielę odpustową msze święte o godzinie ósmej oraz dziewiątej i pół, uroczysta suma o godzinie 11. W czasie nieszporów konkluzyjnych o godzinie piątej kazanie głosi ks. Cyraski.
Józef nie może jednak poczęstować gości imieninowym ciastem: w Lublinie panoszy się głód cukrowy. Wiadomo, olbrzymie braki w zaopatrzeniu, a jednak… w sklepach i hurtowniach, w drodze łaski i dobrej znajomości, cukier można otrzymać w cenie od 50 do 70 kopiejek za funt. Ale czy sytuacja rzeczywiście jest tak dramatyczna? Koła kupieckie zapewniają, że w kierunku Lublina zmierza kilkanaście wagonów cukru. To niewątpliwie dobra wiadomość, pod warunkiem oczywiście, że cukier trafi w ręce uczciwych sprzedawców, którzy – nadzorowani przez Komitety Ratunkowe i Wydział żywnościowy – będą go sprzedawać po cenach oznaczonych. W innym wypadku do głosu znów dojdzie lichwa cukrowa.
Okazuje się jednak, że Wydział Żywnościowy już sprzedaje cukier w wyznaczonych sklepach, do których dołącza właśnie sklep IV-go Lubelskiego Stowarzyszenia Spożywczego przy Namiestnikowskiej 48. Dzisiejszej soboty, deficytowy towar sprzedawany jest od godziny dziewiątej rano: na rodzinę przypadają dwa funty białego proszku. Kupujący nie zapominają o zabraniu ze sobą kart cukrowych, autor natomiast nie poddaje się dziwnej mani nazywania cukru białą śmiercią.
Sklep przy Namiestnikowskiej to nie jedyny sklep otwierający dziś swe podwoje w Lublinie: przy ulicy Bernardyńskiej 2, konfekcję damską i dziecięcą nabyć można w pracowni pod nazwą „Michalina i S-ka”. Informacja dla lękających się podstępów złego ducha: sklep jest już poświęcony. Poświęcił ks. Stodolski.
Nastrojów w mieście nie poprawia nowe zarządzenie C. i K. Komendanta Obwodu, podpułkownika Turnaua, na mocy którego – zarządzenia, nie podpułkownika Turnaua – rekwiruje się wszelkie rodzaje łoju. Zajęciu podlegają wszystkie zapasy surowca zmagazynowane u rzeźników, wytapiaczy łoju, handlarzy, mydlarzy i garbarzy. Wspomnieni mają również obowiązek meldowania Komendzie Obwodowej aktualnych stanów magazynowych łoju rzeczonego surowca. Kara grzywny i aresztu grozi wszystkim występującym przeciwko postanowieniom Komendy. Takiej samej karze podlegają również ci wszyscy, którzy przyłapawszy bliźnich na łojowych nadużyciach, nie doniosą o tym władzom. Zaś ci, którzy doniosą, liczyć mogą na nagrodę – to prawda uniwersalna i ponadczasowa. Dobra, zmiana? Niekoniecznie: porządnych cwaniaczki łoją w każdym czasie i przy każdej sposobności… łoj!
I do tego śledzie holenderskie pakowane w papier pakowy. Autor już nie może? Morze! O Borze (to taki las!) Toże… w zborze (to taki zbór)! Chodźta przez zboże, we wsi Moskal stoi!
O szafie „Głos Lubelski” z 18 marca 1916 r. nie napisał niczego…
Głos Lubelski z 18.III.1916 r. (Nr 76)