Jak to mówią: kwiecień plecień, bo przeplata… trochę… Trochę? Żadne tam trochę! Plecie ten kwiecień całkiem sporo. Jest tak i było również przed laty, w roku 1936. Oto w numerze 94 z 2 kwietnia roku 1936 „Głos Lubelski” przedstawił ciekawe i dosyć oryginalne rozwiązanie polskich problemów motoryzacyjnych, proponując… furmanizację kraju.
Źródłem pomysłu stała się informacja o wzrastającym ruchu furmanek na trasie Warszawa – Brześć, czemu sprzyjały dwa czynniki: niska cena paliwa furmankowego (czyli owsa) oraz bezrobocie na wsi, skłaniające ludzi do poszukiwania dodatkowego zarobku. Koszt podróży trasą liczącą xx km wynosił tylko 5 zł – musiała być to cena konkurencyjna w stosunku do nowocześniejszych sposobów podróżowania, jako że liczba furmanek obsługujących trasę brzeską wciąż wzrastała. A że czas podróży nie był w tym wszystkim sprawą najistotniejszą…
Ile by ta podróż nie trwała, dotarliśmy w końcu do Lublina, gdzie dziś spotykamy Marcelkę. Marcelka była niewidomą żebraczką, która od dłuższego już czasu włóczyła się po mieście.
W swych wędrówkach po lubelskich brukach natykała się co rusz na gromady wyrostków wałęsających się całemi dniami po ulicach miasta, którzy nieustannie Marcelkę zaczepiali i drażnili. Marcelka nie pozostając im dłużna klęła i wymyślała w najordynarniejszy sposób, po prostu aż uszy więdły. A co gorsza na te wymysły i przeklinanie nikt z przechodniów nie reagował. Szkoda tylko, że Redakcja nie chciała zauważyć, że na, równie naganne, zachowanie wyrostków też nikt nie reagował i że piszący te słowa dziennikarz prezentował dość jednostronne podejście do problemu, co można dostrzec w zaproponowanym przez „Głos” rozwiązaniu problemu: Należałoby zająć się tą nieszczęśliwą kobietą i umieścić ją w przytułku dla starców i kalek, gdyż niepodobna dalej tolerować takiego zgorszenia. Gwoździem programu jest, w tym kontekście, propozycja obłożenia nieszczęsnej Marcelki karą administracyjną. Tym niemniej, w zakończeniu artykułu, znajdujemy konkluzję, że Marcelce można pomóc i że powinno tym się zająć Lubelskie Towarzystwo Dobroczynności, bo przecież dla takich ludzi powinno zawsze znaleźć się miejsce.
A czy wiecie, że tygrysy boją się niebieskiej farby? O Borze! (to taki las)
Głos Lubelski z 2.IV.1936 r. (Nr xx)