…czyli na koniec roku opowieść o człowieku, który się lodom nie kłaniał, tylko je fotografował:
Kiedy słońce było bogiem… Zalewu.
„It’s Winter Tale” – sprawdźcie link pod galerią!
Śnieg, drzewa, śnieg, lód i… drzewa?
Kiedy słońce było… wiedźmą z Blair?
Kiedy słońce było… a co, nie ma go już?
Niełatwe jest zimowe życie rowerzysty…
Lasu nie widzieliście?
Szli tędy ludzie…
…a tędy nie.
…wąską ścieżką poprzez las, po ten kwiat…
Kiedy słońce czytało Jacka Dukaja: „Nazwę sobie te promienie Słońca efektownym imieniem i stwierdzę, że oto istnieje taki anioł światła – bo inaczej kto by nas tu ogrzewał?” (Jacek Dukaj, Lód).
Lustro zadrżało tak strasznie, że wypadło im z rąk na ziemię, gdzie rozprysło się na tysiące milionów, bilionów i jeszcze więcej okruchów.(…) Byli ludzie, którym taki odłamek wpadał do serca, i wtedy działo się coś okropnego: serce stawało się jak kawał lodu. (Hans Christian Andersen, Królowa śniegu, Opowiadanie pierwsze, w którym jest mowa o lustrze i o okruchach).
To cud! Ludzie idą po wodzie… zamarzniętej
Panorama Zemborzycka.
Panorama Zemborzycka z widokiem na kościół św. Marcina.
Widok na kościół św. Marcina – bez panoramy.
Kiedy słońce było śróddrzewne.
Kościół św. Marcina – widok bez panoramy, ale przez Zalew.
Takoż i tutaj: św. Marcin, bez panoramy, ale przez Zalew.
Kiedy słońce było… wyraźne, a krajobraz nie.
Kiedy słońce wciąż było wyraźne, ale i krajobraz nie stracił na ostrości.
Nie tylko lody: jest i trochę wody!
Kiedy słońce w Zalew wejrzało.
Ścieżka rowerowa, z widokiem na kościół św. Marcina (w oddali) i cień autora (zupełnie blisko).
A oto Zalew, a za nim – niespodzianka! – kościół św. Marcina.
Staw, a wedle stawu grobla.
Św. Marcin nieco bliżej…
… blisko, coraz bliżej…
…a bliżej już nie można.
A oto ptacy wodni, wodnej wśród lodów zażywający kąpieli.
Tu też coś chlupocze.
Lodowej drogi rowerowej ciąg dalszy.
Pejzaż nadbystrzycki – bez mgły, a więc nie Hartwig (smutno mi? Panie…)
Lodowa droga miejscami zdołała zrzucić z się lodowe okowy…
… lecz w innych miejscach…
…lodowe okowy…
…niczym Chińczyki…
…trzymają się mocno!
A co tam panie w polityce?
Znowu jakieś krajobrazy…
Lodowy gościniec ciągnie się kilometrami…
Nawet Jacek Dukaj mógłby pozazdrościć takiego lodu.
Żółta, ceglana droga? Lodowa okowa…
A za drzewami (zobaczcie sami) z dwoma mostami – widok przecudnej urody: wprost z nad lustra wody.
Most kolejowy i pieszo-rowerowy…
Z tego drugiego widok: w Zalewu kierunku…
…na słońce (Kiedy słońce było nad mostem)…
i ku mostu kolejowego przemyślnej konstrukcji.
Kiedy słońce znów chciało fotkę.
Z mostu znów widok – droga ku Zemborzecom…
…i ku miastu inspiracji (a pod mostem troll się schował, co to nie chciał być na zdjęciu).
Nadbystrzycka lodowa przeprawa pod Nadbystrzycką ulicą…
…i tu również: nad Bystrzycą, pod Nadbystrzycką wjazd wiodący…
Kiedy słońce było przekonane, że nikt nie rozumie Bolesława Prusa: „Niebo prawie już nie było nad ziemią. Padał tylko śnieg tak gęsty i zimny, że nawet w grobach marzły ludzkie popioły. Któż jednak powie, że za tymi chmurami nie ma słońca?” (Bolesław Prus, Kamizelka).
Lubelski Klub Jeżdżących po Lodowym Gościńcu – w pobliżu.
Ten płot po drugiej stronie to monumentalna budowla Stadionu Miejskiego Inspiratora.
Inspirator Miejski, Żukodzierżca Jedyny, zbudował w ten sposób obiekt, który – niczym Chiński Mur – jest jedyną polską budowlą widoczną z kosmosu!
Kiedy słońce nie chciało już patrzeć…
…i poczęło chylić się ku zachodowi.
Dawniej Park Ludowy, obecnie Park Lodowy.
Most na Nowej Drodze, a w oddali: zabytkowe wieżyce (i kogucik blaszany).
Tak, tak – obecnie Lodowy…
Nowa Droga.
Widok na kościół Bernardynów (a co wy tak z tym św. Marcinem?)
Królowa lubelskich rzek, skuta – nie lodem – a genialną myślą inżynieryjną lat 60-tych ubiegłego stulecia.
Kiedy słońce było na zdjęciu…
…po raz ostatni.
P.S. Szczere i gorące podziękowania dla wynalazcy zimowej opony rowerowej z kolcami! Podziękowania dla władz miejskich za zimowe utrzymanie ścieżek rowerowych – zwłaszcza w imieniu nieszczęśnika, który spadając z roweru, nakrył się nogami – wcale nie przysłowiowo! Jeszcze raz dzięki za kolce, kimkolwiek jesteś!
Jedna myśl na temat “Zimowa ballada rowerowa…”