6 maja 2012 r., 6 minut po północy:

Być może niektórzy czytając „Memuary… ” zastanawiali się gdzie pracuję. Otóż nie mogę tego zdradzić. Nie mogę? Oczywiście, że mogę ale nie zrobię tego. Nie wprost. Żadnych adresów, numerów pokoju ani rozmiaru biurka. I już nic w tym wpisie nie powiem. Ale Terry Pratchett i owszem:

Wszyscy znali bibliotekarza, tak samo dokładnie, acz niezbyt pre­cyzyjnie, jak zna się ściany, podłogi i wszelkie inne nieistotne, ale ko­nieczne dekoracje sceny życia. Jeśli w ogóle go pamiętali, to jak wzdy­cha delikatnie za plecami, jak siedzi pod biurkiem i naprawia książ­ki albo jak sunie na czworakach między regałami w poszukiwaniu ukrytych palaczy. Każdy mag dostatecznie nierozsądny, by zaryzyko­wać ukradkowego skręta, orientował się dopiero wtedy, gdy miękka skórzasta dłoń wyciągała mu się zza ramienia i odbierała zakazany obiekt. Bibliotekarz nigdy się nie gniewał; po prostu wyglądał na bar­dzo urażonego i zasmuconego tą sprawą, a potem zjadał papierosa.

No jednak coś powiem. Jeśli myślicie, że to łatwa i przyjemna praca – MYLICIE SIĘ:

Podobno, ponieważ wielkie ilości magii potrafią mocno od­kształcić zwykły świat, Biblioteka nie przestrzegała normalnych za­sad czasu i przestrzeni. Podobno ciągnęła się po wieczność. Podobno całymi dniami można by wędrować wśród odległych regałów, podobno gdzieś tam żyły całe plemiona zagubionych studentów, podobno niezwykłe istoty czaiły się w zapomnianych wnękach, a po­lowały na nie istoty jeszcze dziwniejsze.

Nie przysyłajcie orzeszków. Nie przechodzą przez maila.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.