7.IV
Dlaczego nie pisać „pół do” zamiast „wpół do”. No właśnie, dlaczego? Tak właśnie zanotowałem – słuszna uwaga, jak sądzę („jak sądzę”, nie jak się „wydaje” – świecie widzisz?!). Drugi wniosek zanotowany pod tą datą: „Wykorzystywać człowieków jako postaci (oprócz J.)”. To się chyba nazywa umiejętnością obserwacji…
8.IV
Śniło mi się, że znów jeździłem na „Pelikanie” – oczywiście nie na ptaku, ale na rowerze. Rowerku – rzec by można. Swego czasu był to bowiem popularny składak, produkowany przez „Predom”, a poruszał się ów rower dzięki kołom o rozmiarze 16 cali. Stąd właśnie rowerek. Z myślą o zaczynających naukę jazdy, przewidziano możliwość doczepienia dwóch dodatkowych kółek, dzięki czemu „Pelikan” stawał się typowym czterokołowcem dla dzieci. Mój „Pelikan” był w kolorze niebieskim i miał taką fajną, metalową osłonę na łańcuch, na której nakleiłem napis „Suzuki”. Świetna maszyna! W późniejszych czasach przeszła pod opiekę młodszej siostry. „Pelikana” pożegnałem w roku 1983, przesiadając się (co w owych czasach było efektem ubocznym Pierwszej Komunii Świętej) na doroślejszego, czerwonego „Uniwersala” („Uniwersal” to znany szerszej publiczności Wigry 3 – być może mianem „Uniwersal” ochrzczono eksportową wersję „Wigry”) i od tego czasu już na nim nie jeździłem. Aż do teraz! To znaczy do tego snu.

Logika snu, jak zwykle zadziwiająca, dała o sobie znać i tym razem. Na takim małym rowerku pędziłem ulicą Zamojską (nie wiem czy chodnikiem, być może tak – kiedyś się tak właśnie jeździło), pędziłem nim, nie będąc już kilkuletnim dzieckiem, lecz – obecną tu przed Wami – aktualnie dorosłą postacią tamtego dziecka (swoją drogą ciekawe pytanie: na ile my sami sprzed lat dwudziestu, na przykład, jesteśmy tą samą osobą, co my teraźniejsi? Jak zakończyłoby się takie spotkanie dwóch swoich wcieleń… Może warto pokusić się o próbę przedstawienia takiego spotkania?) I miałem, we śnie tym, świadomość bycia dorosłym i tego, że rower nie jest zbyt duży, a wręcz przeciwnie: mały, zwrotny i chyba – nie pamiętam tak dokładnie swych myśli ze snu – dosyć wywrotny. Ale pędziłem nieźle…
W śnie pojawił się również drugi rower – gigantyczny wehikuł o kołach większych niż wysokość bramy od kamienicy: tak to zapamietałem. Olbrzymi ów rower (koła były kryte – szprych nie było widać) pchało kilku (może kilkunastu) mężczyzn, ze sporym – jak sądzę – wysiłkiem.
Myślicie, że to już wszystko? We śnie wystąpił również kolega z pracy, aktualnie mój dyrektor…
Jedna myśl na temat “Nieco Dziennik [1]: Człowieki i Pelikany”