… i dlaczego boimy się powierzać nauczycielom nasze dzieci:

— Oho! — powiecie — przybył nam nowy żydofil — i nie omylicie się. — Jestem żydofilem i tak dalece równouprawniłem Żydów w moim szlacheckim i chrześcijańskim sercu, że nie wyróżniam ich od reszty moich ukochanych współmieszkańców kraju tutejszego i że bez wahania przyznaję im ich zalety, a żartuję z ich wad i śmieszności, ile razy zdarzy się sposobność.
Według mego ograniczonego zapewne poglądu, tak zwana kwestia żydowska przedstawia się w sposób następujący. Mamy dwie rasy różne językiem, strojem, religią, trzymające się nawzajem z daleka i patrzące na siebie niechętnie. Otóż dlaczego z daleka i dlaczego niechętnie? Czy może dlatego, że od pięciu z górą wieków siedzą obok siebie?…
Gdyby naraz te kilkakroć sto tysięcy Żydów wyrzucić z kraju, większa ich część wyginęłaby niezawodnie, a reszta żyłaby w nędzy; kraj zyskałby tyle co człowiek, któremu dla ulgi wypruto by z ciała arterie. Okoliczność ta dowodzi, że rasy, o których mowa, mimo wszelkie boczenia się i niechęci, tworzą już organiczną całość.
Dlaczegóż więc boczycie się? A dlatego, że Żydzi opanowali handel. Po cóżeście więc wy go z rąk wypuścili, a z drugiej strony, dlaczego nie staracie się go odzyskać?… To prawda, ale Żydzi są lichwiarze. Alboż lichwiarzy, i to bezecnych, nie ma między arcykatolikami, w dodatku ludźmi wysoko ukształconymi?… To prawda, ale dlaczego Żydzi mówią żargonem?… A czy wasza arystokracja i pseudoarystokracja nie mówi również żargonem i nie uczy się go od dzieciństwa?… Powiecie, że Żydzi są niechlujni — lecz przypomnijcie sobie, że wy dorównywacie im niechlujstwem. Zarzucacie im, że oszukują was — lecz dlaczegóż wy dajecie się oszukiwać?… Wszystko to są wykręty, żakowskie wykręty; lepiej uderzyć się w piersi i wprost powiedzieć iż te dwie rasy dlatego tylko są sobie niechętne, że są jednakowo ciemne, jednakowo uprzedzone, zarozumiałe i nietoleranckie.
Jest na dnie serca ludzkiego robak, który mąci spokojność świata, wyradza gwałty i wiekowe nienawiści — a nazywa się on: nieposzanowanie cudzej osobistości. Krzyczymy wniebogłosy, jeżeli nam ktoś w drogę wejdzie, a dziwimy się, jeżeli inni krzyczą, gdy im robimy to samo. Gorszy nas to, że ten i ów ucieka przed naszym braterstwem jak pies przed muchami, lecz zapominamy o tym, że objawem braterstwa jest przychylność i tolerancja, nie zaś chwytanie za łeb. Oj! niebezpieczne to zasady i często gęsto ku wielkiemu’ utrapieniu przeciw nam samym obrócić się mogą.
Pod względem wzajemnego stosunku dziwny u nas panuje zamęt. Ta nie chce być nauczycielką u Żydów, chociaż ojciec jej palił im w piecach za życia. Tamta nie chce być mamką u Żydów, zapewne z obawy, aby młody Moszek razem z mlekiem nie wyssał jej głupoty. Ów głośno zapowiada, że by się nie ożenił z Żydówką, a nie pyta, czyby mu naprzód ją dali. Tamten dziś upewnia, że by Żydowi ręki nie podał, choć wczoraj szukał z pokorną miną posady u Żydów, a jutro będzie ich w brodę całowali ażeby mu pieniędzy pożyczyli. Przebóg! i na co ta blaga, na co to szastanie wyrazami, które niby mają dowodzić dobrego tonu i poczczucia swojej godności, a dowodzą właściwie pustek w głowie i sercu i nierozumienia swoich obowiązków względem ogółu.
Żvdzi niewątpliwie wielu rzeczy mogą się od nas nauczyć, lecz i my od nich niemało. Są oni oszczędni, słowni przynajmniej
między sobą, a nade wszystko solidarni! Sądzę, gdyby przyszło wymianę, moglibyśmy za te przymioty obdarować ich nawet naszymi herbami — tylko kwestia, czyby oni zechcieli!
Mają też Żydzi pewne, zewnętrzne wprawdzie, lecz niesympatyczne cechy, które nas od nich odstręczają. Połamany język, wielka zarozumiałość, samochwalstwo i pomiatanie uboższymi, nie są to przymioty miłe w towarzystwie. Lecz rada na to prosta: zbliżmy się do nich i żyjmy z nimi, a nade wszystko własnym postępowaniem pokażmy im wyższość skromności nad zadzieraniem nosa, a może i to się zmieni na lepsze.
Ach! przepraszam! Zdawało mi się, że jestem w klubie subiektów wyznań chrześcijańskich i niechcący wpadłem na tak kaznodziejskie tory. Zapomniałem na śmierć, że przecież mówię do postępowych i liberalnych czytelników, którzy od świętej pamięci zasady te musieli wprowadzić w życie, a więc rad moich nie potrzebują!
Bolesław Prus, Kroniki, t. I cz. 2, s. 221-223
A podobno głupota nie boli – tej pani z pewnością nie… I nie ważne, że to w y d a r z y ł o się pięć lat temu. Od powietrza, głodu, wojny i… nauczycieli, zachowaj nas Panie!