Rok Trzeci, Dzień – powiedzmy -Trzeci?
Upał czterdzieści stopni. Żar leje się z nieba, a słońce zdaje się spalać na wiór całą rzeczywistość. Nareszcie pogoda jaką lubię – niestety tutaj gdzie mieszkam – i gdzie się też urodziłem – nie ma zbyt wielu takich dni jak dzisiejszy. Najczęściej mamy chłodną aurę tak typową dla Parapetów. Ledwie 25 stopni. To jednak jeszcze nic w porównaniu z naszymi zimami. Podstawowa rzecz, że w krainie moich przodków zim nie ma po prostu wcale! Owszem deszcz wtedy pada i jest nieco chłodniej, w nocy zdarzają się mrozy, ale śniegu tam nie widziano! Wprawdzie Cereus z Forbsji, który pochodzi z wysokich gór Południowych, zwykł powiadać że nic nie umywa się do życia w rozrzedzonej atmosferze na wysokości kilku tysięcy metrów… ale bez przesady, nie przeniesiemy przecież stolicy w jakieś góry. Zresztą Cereus, odkąd mocno poszedł w górę stał się jakiś dziwny, by nie powiedzieć wyniosły i trzeba brać poprawkę na to co mówi. A w zimie to już w ogóle… staje się jakiś taki granatowy. Niech to zostanie między nami: ale on chyba postanowił osiągnąć wzrost taki, żeby stożkiem wzrostu sięgnąć tych swoich rozrzedzonych warstw atmosfery. Ech ci Peruwiańczycy… Ale my, mieszkańcy stolicy, lubimy taką pogodę jak ta dzisiejsza (na wysokości nad poziomem morza również jak ta dzisiejsza 🙂 )