Rano budzę się zesztywniały. Śpiwór i Jaspera pokrywa szron. Moją wełnianą czapkę też. Może nienajlepszy pomysł żeby spać pod gołym niebem. To nic, za chwilę rozpalimy ognisko.
Na pewno ci zimno, piesku. Chodź. Ciągnę za jego kapę w postaci z kreskówek żeby go przykryć. Jest ciężki, nieruchomy. Coraz sztywniejszy, rano mu trudniej.
No chodź, mały, tak będzie lepiej. Dopóki nie rozpalę ogniska. Chodź.
Ignoruje mnie. Wyciągam kapę i otulam go nią, muskam jego ucho. Moja dłoń zastyga. Jego ucho jest zamarzniete. Przesuwam rękę na jego pysk, przecieram mu oczy.
Jasper, wszystko dobrze? Trę i trę. Trę i ciągnę za futro na szyi.
Hej, hej.
Szarpię za kark. Hej, obudź się.
Siadam i obracam się na bok, klatka piersiową na jego plecy, i przykrywam go.
Hej, wszystko dobrze. Prześpij się trochę.
Prześpij.
Przeciągam go, sztywnego i skulonego, bliżej siebie i otulam go kapą i kładę się na plecach. Oddycham. Powinienem był zauważyć. Jak ciężko mu się szło. Łzy których nie było wczoraj zalewają. Przerwały tamę i zalewają.
Jasper. Młodszy bracie. Moje serce.
Rozpalę ogień. Ułożę patyki na oplątwie i rozpalę. Usmażę ostatnie dwie ryby. Zjem jedną. Ja.
*
„Podróżowaliśmy.
Teraz ty będziesz drogą
Którą będę szedł
Po tobie.”
*
Cały dzień się nie ruszam. Stale dokładam do ognia. Leży w swojej kapie, owinięty wygodnie, wystaje mu tylko nos. To z jego widokiem nie chcę się rozstać.
On jest teraz jedynym. Jedynym widokiem. Który. Jutro będę. Nie wiem.
Peter Heller, Gwiazdozbiór psa, Insignis Media 2013.

Na pewno Ci zimno mój piesku.
Pod krzakiem, przykryty workiem, przygnieciony ciężkim kamieniem…