Niestety! im wyższe stanowisko potrafił kto sobie wyrobić w kraju i w szacunku współbraci, tém silniéj zwykli na niego uderzać ci wszyscy, których wszelki blask razi, którym każde wyniesienie się nad zwyczajną normę, wydaje się zbrodnią przeciwko ogółowi wymierzoną, a u nas więcej i częściej niż gdziekolwiek indziej widziéć się to daje. Dziwny to ostracyzm. Zdawałoby się, że jacyś niby to przedstawiciele opinii publicznej, chodzą z ogromnym mieczem pośrodku naszego społeczeństwa i ścinają każdą głowę, która chociażby tylko o kilka cali przerosła zwykłą codzienną miarę. A nie przytaczamy nazwisk, mówiąc tylko w ogóle, bo téż to prawidło zdaje się u nas ogólnie rozciągnięte.
Na co się zda praca, „na co zasługi, na co długi szereg lat w krwi i pocie około dobra publicznego strawionych, jeżeli jedno dmuchnięcie wiatru wystarczy na odwrócenie od najbardziej zasłużonych opinii publicznej, na rozbudzenie pomiędzy nimi a ogółem, dla którego przez całe życic pracowali, nieufności gniewów, obwiniań wzajemnych. Wówczas lada mierności, lada nędzy umysłowéj wolno wystąpić przeciwko prawdziwej zasłudze, mierzyć ją swoją stopą, kalać niesłusznemi podejrzeniami, obrzucać błotem. Odpowié kto na to, że dużo wymagamy od tych, którzy na świeczniku stoją, ależ dlatego właśnie zasłużyli oni sobie u narodu, żeby nie starano się każdy ich krok z góry i bez należytego przekonania się na złe tłumaczyć. Widząc taki los tych, którzy światłem i zasługą potrafili wznieść się nad innych, któż będzie chciał z nadwątleniem często sił własnych podejmować krwawy i niewdzięczny zawód, u którego kresu czeka go rozczarowanie, zniechęcenie i lodowa niewdzięczność. Czyliż dopiéro po śmierci sprawiedliwość ma być oddana, zasługi uznane wynagrodzone trudy? Obejrzyjmy się po za siebie i policzmy tych, których imiona więcéj są znane ogółowi. Smutną najczęściej miarą odpłacono im za to odznaczenie się, niema tak czarnych zarzutów, któremi by się nie starano skalać ich przeszłość, zatruć resztki życia na usłudze współbraci steranego[.] Za kilku prawdziwie winnych, iluż to potępionych niesłusznie?
Tygodnik Ilustrowany 1860 Nr 22, Kronika tygodniowa